Mecenas Mateusz Romowicz: MFW przyspiesza, ale czy jesteśmy na to gotowi?

Rozmowę z radcą prawnym Mateuszem Romowiczem na temat morskiej energetyki wiatrowej w Polsce przeprowadziła Anna Górska z GospodarkaMorska.pl

Panie mecenasie, od dłuższego czasu pojawiają się różnego rodzaju zapowiedzi, prognozy i plany dotyczące morskiej energetyki wiatrowej w Polsce. Ostatnio można odnieść wrażenie, że wszystko uległo przyśpieszeniu. Co Pan sądzi o tej tendencji? 

Na samym wstępie chciałbym zaznaczyć, iż bardzo kibicuję tym wszystkim projektom związanym z polską Morską Energetyką Wiatrową, które w przestrzeni medialnej jawią się od lat bardzo optymistycznie, a ostatnio wręcz można nabrać przekonania, że wiele spraw mocno przyśpieszyło. Trzeba jednak dobrze się zastanowić, w którą stronę przyśpieszamy? Niestety w praktyce nie jest to wszystko tak proste, tym bardziej, że sytuacja geopolityczna Polski, ale i sytuacja polityczna w Polsce ulega bardzo dynamicznym zmianom na przestrzeni ostatnich kilku lat.

Po ostatnich wyborach parlamentarnych przyszła kolejna „miotła”. Odżegnując się od oceny, czy lepsza, czy gorsza, warto zaznaczyć, iż po raz kolejny zostanie zmieniona strategia, zarządy spółek, różnego rodzaju plany etc. dotyczące m.in. Morskiej Energetyki Wiatrowej.

Chronicznie brakuje nam wieloletniej apolitycznej strategii dotyczącej zielonej energii. Nie dość, że dochodzi do licznych zmian kadrowych to jeszcze mamy do czynienia z presją zagranicznych inwestorów przy oczywistym braku niezbędnych regulacji prawnych zabezpieczających polskie interesy, co może doprowadzić do niezbyt fortunnych rozwiązań dla bezpieczeństwa energetycznego Polski.

Z mojej perspektywy, jeśli chodzi o legislację i bezpieczeństwo MFW oraz ich cyberbezpieczeństwo nie zmieniło się nic. Co więcej, w Polsce w dalszym ciągu nie jest w żaden sposób zabezpieczony prawnie local content, co dziwi o tyle, że nie jest to niczym wyjątkowym patrząc na doświadczenia innych państw np. Holandia, Dania.

Warto również zastanowić na ile nasze sieci przesyłowe będą gotowe na odbiór energii z morza, bowiem nie jest tajemnicą, iż wymagać to będzie wielu inwestycji infrastrukturalnych, które przez lata były zaniedbywane. Eksperci od lat sygnalizują, iż nasze sieci przesyłowe nie są na to gotowe i jeszcze długo nie będą. Na dziś, wygląda na to, że ewentualny prąd z MFW posadowionych w polskiej strefie przyległej z powodzeniem odbierałaby chyba tylko Szwecja.

No dobrze, ale niebawem zostaną uwolnione środki z Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększania Odporności (KPO) i przygotowano projekt zmian legislacyjnych, umożliwiający wypłatę ze środków KPO pożyczek na budowę morskich farm wiatrowych z tych funduszy. To chyba korzystne wiadomości?

Może zacznijmy od tego, że uwolnienie KPO z pewności zaktywizuje tą nową gałąź gospodarki, ale warto pamiętać, iż mowa tu o pożyczce, którą to pożyczkę będą musiały rozliczyć polskie podmioty w taki czy inny sposób. Kolejną bardzo ważna kwestią jest to, do kogo ostatecznie trafią te środki pieniężne, bo z pewnością nie do polskiego sektora gospodarki morskiej.

Lata zaniedbań w zakresie zabezpieczenia polskiego local contentu doprowadziły do tego, że środki z KPO w pierwszej transzy trafią do niemieckich przedsiębiorstw, a do polskich firm w znikomym ułamku. Prowadzi to do sytuacji, w której jeszcze polskie spółki posiadające pozwolenia lokalizacyjne zaciągną pożyczki z KPO, a następnie w zakresie realizowanych zleceń przekażą te środki podmiotom niemieckim, a w dalszych etapach duńskim i holenderskim, które to podmioty będą w 95% świadczyć usługi w zakresie budowy i obsługi farm wiatrowych w polskiej strefie ekonomicznej. Można powiedzieć, iż cała ta sytuacja wygląda na razie jak Baltic Pipe bis.

Co ciekawe w dalszym ciągu, nie ma pomysłu jak zabezpieczyć interesy polskich przedsiębiorców w łańcuchach dostaw dla MFW. Biznes oczywiście w jakimś stopniu sobie poradzi, ale uważam, że w tak newralgicznych przestrzeniach związanych z bezpieczeństwem energetycznym Polski, powinno interweniować państwo, tak jak to miało miejsce w wielu państwach na świecie, a w Polsce jak zwykle pozostajemy przy klasycznym „jakoś to będzie”.

Warto w tym miejscu przypomnieć, iż spółka celowa dysponująca pozwoleniem lokalizacyjnym na MFW może być dowolnie sprzedana, również zagranicznym podmiotom, gdyż w dalszym ciągu brak jakichkolwiek obostrzeń prawnych w tych zakresach. Jedynym bezpiecznikiem w takiej sytuacji może okazać się umowa spółki. Nie jest to jednak obligatoryjne, gdyż niekoniecznie musi być w niej wpisany pierwokup udziałów dla drugiego wspólnika, a nawet jeśli tak, to niekoniecznie przedsiębiorstwo z udziałem Skarbu Państwa będzie chciało z niego skorzystać.

Co ciekawe, w przypadku podmiotów bez udziału Skarbu Państwa, udziały te mogłyby być sprzedane nawet za przysłowiową złotówkę. Natomiast w zestawieniu z powyższym warto przypomnieć, iż dalej obowiązuje kuriozalny pierwokup na terenach portowych.

Jak strategicznie ważne są to inwestycje warto przypomnieć, iż przykładowo Morskie Farmy Wiatrowe Bałtyk II i III, o łącznej mocy 1440 MW, dostarczą zieloną energię dla ponad dwóch milionów gospodarstw domowych. To inwestycje o bezdyskusyjnie strategicznym znaczeniu dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego, ale niestety inwestycje te nie są w żadnym zakresie tak zabezpieczone jak być powinny przez państwo polskie.

Panie mecenasie wielokrotnie sygnalizował Pan ten problem. Czy faktycznie na przestrzeni ostatnich miesięcy nic w zakresie bezpieczeństwa MFW się nie zmieniło? 

Poza szumnymi zapowiedziami przyśpieszenia MFW i coraz to odważniejszych deklaracji, że energia z polskich MFW popłynie już w 2027 roku, to względy bezpieczeństwa dot. tych inwestycji są po prostu zaniedbane. Pamiętajmy, że ciągle mówimy o infrastrukturze krytycznej.

Dalej nasze służby morskie są rozczłonkowane, brakuje odpowiednich przepisów określających zakresy odpowiedzialności, sprzętu i kompetencji. Nikt nie dostrzega problemu w tym, że Polska nie posiada Straży Przybrzeżnej co jest pewnym ewenementem na skalę światową. Mniej zorientowani myślą, że tę funkcję pełni morski komponent Straży Granicznej lub marynarka wojenna. Nic bardziej błędnego.

Co więcej, proszę pamiętać, iż Polska jest ślepa pod wodą, co również nie wróży zbyt dobrze tym nowym inwestycjom biorąc pod uwagę ostatnie sabotaże Nord Stream I i II. Ustawodawca jasno przesunął odpowiedzialność za dbanie o bezpieczeństwo MFW na prywatny sektor co wydaje się być rozwiązaniem dość niefrasobliwym, tym bardziej, że takie podmioty nie będą w żaden sposób nadzorowane lub certyfikowane. Takie rozwiązanie doprowadzi do sytuacji, w której ochronę polskiej infrastruktury krytycznej zajmą się firmy ochroniarskie z dowolnym rodowodem. Co w zestawieniu z brakiem Polskiej Straży Przybrzeżnej tworzy dość nieciekawy obrazek.

Kolejnym ważkim zagadnieniem jest cyberbezpieczeństwo MFW, które z perspektywy interesu Polski w ogóle nie jest zabezpieczone, bowiem te kwestie przenosi się na podmioty mające zarządzać MFW w polskiej strefie przyległej. Przypominam, że biorąc pod uwagę braki w regulacjach, podmioty te mogą za chwilę być kontrolowane nawet przez Rosjan, przy umiejętnych ruchach korporacyjnych.

Pojawia się również pytanie jak polskie MFW poradzą sobie z coraz częstszym problemem ataków hakerskich generowanych przez sztuczną inteligencję? Ataki te są bardzo niebezpieczne. W tych przestrzeniach mamy wiele pytań i wątpliwości, na które niestety nie odnajdziemy odpowiedzi w działaniach decydentów.

W obecnych czasach nietrudno wyobrazić sobie taki czy inny sabotaż lub atak na te przyszłe infrastruktury krytyczne. Czy jesteśmy na to przygotowani? W mojej opinii zdecydowanie nie, a wynika to z lat zaniedbań, co będzie trudno w tak ekspresowym trybie nadrobić.

Szukając jednak pozytywów. Dochodzi do pewnej aktywizacji rynku również w Polsce. Szczecin staje się offshorową stolicą, gdzie inwestować będzie Windar i Vestas, a w Świnoujściu trwa budowa terminala instalacyjnego. To chyba dobre wieści dla tych regionów?

Oczywiście są to pozytywne informacje, ale należałoby się zastanowić jaki jest to procent w całości tych inwestycji. Patrząc na to kto wygrał przetargi w pierwszym etapie, polskie firmy, zgodnie z przewidywaniami, zostały zmarginalizowane. Oczywiście pojawia się tu często argument braku doświadczenia polskich firm i braku know how. Nawet jeśli tak jest to, dlaczego nie szukamy „wtórnego” local contentu, który sprowadzałby się do nauczenia polskich firm jak ten biznes robić, a następnie wprowadzenia prawnie odpowiednich bezpieczników dla polskich firm, tak aby miały swój gwarantowany znaczny udział w łańcuchach dostaw w polskim offshore. Niestety nic nie wskazuje na to, że ktokolwiek z rządzących się tym realnie zainteresuje.

Co więcej, obecnie trwająca budowa terminala instalacyjnego w Świnoujściu dziwi o tyle, że jest to projekt już za bardzo spóźniony, aby przyniósł on realne korzyści biznesowe.  Ten terminal powinien powstać kilka lat temu, tak aby mógł być uwzględniany w biznesplanach deweloperów. Obecnie, w najlepszym przypadku, stanie się on portem serwisowym, ale jest to scenariusz dla optymistów. W mojej ocenie polska zaprzepaściła szansę na port instalacyjny, co w sposób naturalny zaktywizowałoby wiele branż w Polsce.

Jeśli mamy na całe to zagadnienie spojrzeć z perspektywy pewnej aktywizacji naszego rynku, to gdzie w tym wszystkim są polskie stocznie? Bo jakoś ich nie widać, a już niektóre firmy poszukują statków typu CTV na polski offshore np. Vestas. Tu niestety pewnym negatywnym pokłosiem kładzie się brak jakiegokolwiek wsparcia ze strony państwa dla polskich stoczni, które od kilku lat borykają się z wręcz zabójczymi dla tak nisko marżowego biznesu problemami tj. kryzys energetyczny, inflacja, Covid-19, wojna na Ukrainie, Polski Ład etc. Dodając do tego problemy z finansowaniem stoczni, jawi się dość pesymistyczny obraz branży morskiej, a jeśli faktycznie Morskie Farmy Wiatrowe powstaną w najbliższych latach to będzie potrzeba wiele jednostek do ich obsługi, które to jednostki będą wymagały remontów, prac antykorozyjnych, że o budowie samych jednostek nie wspomnę.

Raport Konfederacji Lewiatan prognozuje, że w Polsce do 2030 roku ma powstać aż 300 tys. nowych miejsc pracy w tzw. zielonych branżach. Sam sektor energetyki wiatrowej stworzy ok. 200 tysięcy miejsc pracy w perspektywie najbliższych 15 lat. Vestas już ogłosił rozpoczęcie rekrutacji na techników serwisu Baltic Power pierwszej morskiej farmy wiatrowej w Polsce. Jakie tu upatruje Pan ryzyka?

Myślę, że problemów w tej prognozie jest kilka, a są to problemy takiego kalibru, że finalnie możemy pozostać tylko z prognozą.

Głównym problemem jest faktyczny brak ludzi do pracy w Polsce. Cierpi z tego powodu chyba już każda branża. Stworzenie kolejnych 300.000 miejsc pracy brzmi świetnie, ale obawiam się, że wiele z tych miejsc może nie zostać po prostu obsadzonych z uwagi na brak pracowników. Z uwagi na powyższe zastanawiam się jakim cudem fabryki budowane przez  Widnar lub Vestas znajdą na szczecińskim rynku pracy te kilkadziesiąt tysięcy pracowników w związku z szumnie zapowiadanymi  nowymi miejscami pracy.

Co więcej coraz częściej pojawiają się głosy, że polski system fiskalny jest tak nieatrakcyjny dla pracodawców i pracowników, że o przedsiębiorcach nie wspomnę, że już dochodzi do bardzo znacznego odpływu wysoko wykwalifikowanych polskich pracowników za granicę. Z drugiej strony pojawia się pytanie, czy polski offshore będzie atrakcyjny dla zagranicznych pracowników, jeśli dojdzie do ich opodatkowania w Polsce. W mojej ocenie nie.

O niestabilności i profiskalności polskiego systemu prawno-podatkowego mówiłem już wielokrotnie. Niestety w tej przestrzeni również nic się nie zmienia.

Panie mecenasie czy jest aż tak źle? Przecież płyną zewsząd bardzo pozytywne sygnały.

Oczywiście cieszy mnie to, że biznes w Polsce się nie poddaje i pomimo licznych obiektywnych przeszkód działa dalej chcąc jak najefektywniej rozwijać wind offshore w Polsce, ale niestety brakuje odpowiednich przepisów i wsparcia państwa.

Nie chcę tu wychodzić na pesymistę, ale te wszystkie poruszone przeze mnie kwestie są po prostu naszą polską rzeczywistością, jeśli chodzi o wind offshore. Trzeba to jak najszybciej zmienić, ale żeby to zrobić trzeba naprawdę zabrać się do ciężkiej i dobrze zaplanowanej pracy. Mam tu na myśli decydentów, którzy bardzo chętnie oferują różnego rodzaju zapewnienia i snują wizje, a w praktycznym przełożeniu nie robi się nic, aby polski wind offshore był odpowiednio „ułożony” prawnie i zabezpieczony. Świetnym tego przykładem są hucznie ogłaszane porozumienia sektorowe, których wartość obecnie jest taka jak papier, na którym zostały spisane. W ramach ciekawostki Ministerstwo Infrastruktury dalej nie sygnowało tych porozumień.

Jeśli chcemy tę branżę rozwijać na poziomie światowym i zrobić to rozsądnie, musimy zmienić podejście. Na dziś uważam, że MFW w polskiej strefie przyległej będą w znikomym zakresie polskie. Z tego biznesu najbardziej skorzystają firmy niemieckie, duńskie i holenderskie, a polscy przedsiębiorcy będą w najlepszym przypadku podwykonawcami.

Proszę pamiętać, iż w obecnych czasach bezpieczeństwo MFW jako infrastruktury krytycznej powinno być bezwzględnym priorytetem. Mam wrażenie, że wiele z kwestii dotyczących MFW w Polsce prezentuje się jakbyśmy mentalnie byli dalej w 2018 roku a nie w 2024 z bardzo agresywnym sąsiadem i wieloma napięciami geopolitycznymi na całym świecie. Mówiąc wprost, cóż z tego, że powstaną nawet farmy wiatrowe w polskiej strefie przyległej, skoro po kilku miesiącach mogą zostać po prostu regularnie sabotowane i przestaną działać lub po prostu zniszczone. Czy jesteśmy gotowi na takie scenariusze? Zdecydowanie nie. To już nie są czasy, w których bylejakość w tych aspektach „jakoś” się wybroni.

Dziękuję za rozmowę

Rozmowę przeprowadziła Anna Górska. GospodarkaMorska.pl